Indiana Jones and the Infernal Machine
Indiana Jones to bezsprzecznie najsłynniejszy archeolog świata. Silny, odważny, nie pozbawiony „subtelnego” poczucia humoru, ubóstwiający piękne kobiety i egzotyczne przygody – czegóż można jeszcze chcieć od czegoś tak prymitywnego jak mężczyzna? Zdaniem wielu dziewczyn zakochanych po końcówki uszu w Harrisonie Fordzie, niczego. I rzeczywiście – Indy jest dziś symbolem XX-wiecznego awanturnika, szalonego naukowca kochającego bijatyki i ciepłe kraje, zaś noszony przez niego stary kapelusz oraz bat są rozpoznawalne nawet na Marsie.
Z Indym spotkaliśmy się w kinie trzykrotnie. Spółka producencko-reżyserska George Lucasa („Gwiezdne Wojny”, „American Graffiti”) i Stevena Spielberga („E.T.”, „Jurrasic Park”, „Lista Schindlera”) zadebiutowała filmem o przygodach młodego archeologa w 1981. „Poszukiwacze zaginionej arki” do dziś, mimo upływu 18 już lat, bawią publiczność we wszystkich zakątkach świata. Żeby było weselej, to prócz Harrisona Forda po ekranie paradował dobry znajomy wszystkich komputerowców, obywatel John Rhys-Davies. Kilka lat póżniej pojawiła się druga częć filmu, „Indiana Jones i Świątynia Zagłady”, a tuż przed upadkiem komunizmu – „Indiana Jones i Ostatnia Krucjata”. Każdy z tych filmów był inny, każdy był wielkim przebojem i żadnego z nich nie można pominąć. Ich wielki sukces przeniósł się błyskawicznie do telewizji, gdzie triumfy święcił serial opowiadający o młodości słynnego archeologa. Pojawiały się też gry komputerowe, wydawane przez LucasFilm. Do największych sukcesów serii zaliczyłbym dwie ostatnie przygodówki – „Indiana Jones And The Last Crusade” i oparta na nie zrealizowanym filmie „Indiana Jones And The Fate Of Atlantis”.
Od tego czasu minęło jednak blisko 7 lat. George Lucas utworzył specjalną firmę zajmującą się produkcją gier (LucasArts), ruszyła produkcja pierwszej części „Gwiezdnych Wojen” (u nas w kinach już we wrześniu), zaczęto szeptać też o możliwości powrotu Harrisona Forda do roli dzielnego archeologa. Powstało już nawet kilka scenariuszy opowiadających o dalszych dziejach imć Jonesa. I choć na razie o nowym filmie nic nie wiadomo, to pewne jest, że Indiana Jones wróci. Nie do kin co prawda, ale na ekrany monitorów. Gra nazywać się będzie „Indiana Jones And The Infernal Machine” i w sprzedaży pojawi się na początku pięknej, złotej jesieni growej.
Pamiętacie Larę Croft? Kiedyś mówiono o niej „Indiana Jones w spódnicy”, mimo iż biegała w szortach. Określenie to było całkowicie zrozumiałe – „Tomb Raider” zaczerpnął z dzieła Spielberga/Lucasa wiele. Dziś sytuacja się odwróciła. Indiana Jones stanie się Larą w spodniach i kapeluszu – oto bowiem najnowsza część przygód szacownego archeologa nie będzie przygodówką, a grą TPP! Indiemu będziemy gapić się w plecy, będziemy wraz z nim biegać, skakać, pływać, wspinać się po skałach, strzelać, walić znależną maczetą, trzaskać z bicza i bić wroga gdzie popadnie. Zapowiada się więc piękny pojednynek – „Tomb Raider 4” versus „Indiana Jones 5”!
Sama historia jest dość ekscytująca. Indiana przeżył wojnę hitlerowską, niewiele się postarzał, wciąż pragnął przygód i niezwykłych odkryć archeologicznych. I oto pojawiła się okazja. Rok 1947. Początek rywalizacji narodów zachodnich z blokiem komunistycznym, nazwany póżniej zimną wojną. Rosjanie za wszelką cenę chcą dominować nad światem. Światowej sławy fizyk Bennadi Volodnikov odkrywa ruiny słynnej wieży Babel, a w niej Piekielną Maszynę – urządzenie zdolne otworzyć bramę pomiędzy wymiarami. Sam Stalin Józef rozkazuje mu ją uruchomić, wierzy, iż właśnie ona pomoże mu pokonać kapitalistyczną zarazę. Niestety maszyna okazuje się być wybrakowaną, części do niej jakimś dziwnym trafem rozpełzły się po całym świecie. Zadaniem „KGB” jest je odnależć, przywieżć Volodnikovowi, by ten złożył ją w jedną całość. CIA jednak nie pi. Agent(ka) Sophie Hapgood otrzymuje sygnały, iż za żelazną kurtyną dzieje się coś niedobrego, zmusza więc swego przyjaciela, niejakiego I. Jonesa, by jak na archeologa przystało zajął się zaginionymi eksponatami, odnalazł je i zabezpieczył, tak by żaden „Kej Dżi just tu Bi” nie zamącił Stanom w głowie.
Resztę chyba już wiecie. Znakomita grafika, niezła muzyka, sporo inteligentnych zabawek, niezwykłe lokacje (autentyczne miejsca mieszają się z fikcyjnymi), egzotyka, przygoda, a wszystko to na 17 wypełnionych atrakcjami etapach. Laro, strze(y)ż się!