Kodeks Haysa jako relikt przeszłości kina

0
172

Dzisiaj, kiedy filmy ociekają seksem i brutalnością i pełno w nich niesmacznych scen, nie ma mowy o przekraczaniu granic dobrego smaku. Jednak kiedy kino stawiało swoje pierwsze kroki, było dokładnie określone czego nie wolno było pokazywać w filmach. Opracowanie tego, co jest dopuszczalne w filmach powierzono amerykańskiemu politykowi Williamowi Haysowi. To, co było wtedy zakazane, dziś wydaje się śmieszne. Nie wolno było pokazywać żadnych scen łóżkowych, nawet tych delikatnych. Zakazane były również namiętne pocałunki. Kodeks Haysa ma swe ślady w Polsce, na przykład w filmie Granica z 1938 roku, gdzie w ukazaniu historii romansu nie pokazuje się w ogólne pocałunków między kochankami, bowiem uznawano je za gorszące. W „Granicy” z 1977 roku, gdzie już kodeks obyczajowy nie był tak surowy pokazywano śmiałe sceny erotyczne. Hays zabraniał również używania wulgaryzmów, co dziś, szczególnie w kinie polskim, gdzie roi się od przekleństw, jest śmieszne. Jednak, kiedy produkowano „Przeminęło z wiatrem”, gdzie słówko „damn”, czyli „cholera” uchodziło za wulgarne i aby mogło pojawić się w filmie, producent musiał zapłacić Haysowi pięć tysięcy dolarów. Natomiast widzowie byli tak oburzeni, że po usłyszeniu tej kwestii opuścili salę. Kodeks zabraniał też pokazywaniu picia alkoholu, homoseksualizmu i ośmieszania religii.